Na pewno każdy z nas choć raz spotkał się z chłodem, a wręcz obojętnością na swój los, ze strony lekarza. Szczególnie, jeśli wizyta odbywała się w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ).
Często mamy wrażenie, że absolwenci studiów medycznych to oziębłe istoty bez uczuć. Ale czy zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego tak jest? Dlaczego ktoś, kto z założenia powinien mieć w sobie wiele empatii, tak naprawdę przejawia obojętność na ludzkie życie i zdrowie?
Geneza problemu obojętności
Zacznijmy od początku. Medycyna to jeden z najtrudniejszych kierunków. Wybierając go, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że skazujemy się na nieprzespane noce i ubogie życie towarzyskie. Ale wszystko to ma jeden, słuszny mianownik – powołanie do ratowania zdrowia i życia.
Przyszli lekarze, na studiach odczuwają potrzebę niesienia pomocy, misji. I co zastają po studiach? Jedna z najniższych pensji krajowych, wykorzystywanie (z racji młodego wieku) do najcięższej pracy, opłakane warunki sanitarne w szpitalach, z którymi nic nie mogą zrobić, bo oznaczałoby to,,podpadnięcie” przełożonemu i być może nawet zwolnienie (w końcu szpitale są zadłużone, nie stać ich na nowy sprzęt – tak wygląda system medyczny w wielu krajach).
Dla czego tak jest?
Jednak powyższe nie stanowi jeszcze przekonującego argumentu, dlaczego pacjenci traktowani są przez nich jak numerki w kolejce, a niekoniecznie żywe osoby. Największym błędem jest to, że pacjenci zapisywani są do specjalistów co 10 minut. W tym czasie nie da się nawet porządnie zbadać człowieka, a co dopiero przeprowadzić z nim wyczerpujący wywiad. Lekarze wydają się obojętni, przybierają maskę, bo tak naprawdę stoją przed wyborem – poświęcić każdemu pacjentowi więcej czasu, co oznaczałoby zostanie po godzinach i zrezygnowanie z zabawy z własnym, małym dzieckiem czy jednak nie zaniedbywać obowiązków rodzinnych, narażając dziecko na dorastania praktycznie bez jednego z rodziców.
System medyczny zakłada najwyraźniej, że lekarze to roboty, nie posiadające życia prywatnego. Warto mieć to na uwadze, zanim następnym razem zarzucimy naszemu ortopedzie, że kostka powinna być masowana 5 minut dłużej. To nie jest jego wina, że nie wystarcza mu czasu na należyte wykonanie obowiązków zawodowych. To wina systemu.